piątek, 21 października 2016

Apacz - nasza historia

Jest wieczór. 24 dzień sierpnia - moje urodziny. Pijemy drinka, rozmawiamy, w przerwie odblokowuję telefon, włączam facebook i BAM! Moim oczom ukazuje się post wstawiony przez bełchatowskie Schronisko dla zwierząt. Oczy mi się zaświeciły, serce zaczęło bić szybciej, kciuk zaczął szaleć po ekranie smartfona! Piękny opis (jak przy każdym poście) i piękne zdjęcia! Pies moich marzeń <3 Duży, dorosły, trochę wilka, trochę husky. Cudowna mieszanka, grube futro, przyjazny pyszczek i bystre oczy. O mamo, zakochałam się!



,,Ciekawość świata, poezja zapachów, zew wolności połączony z naturą i aktywny towarzysz codzienności – tak opisałbym pełnie swojego szczęścia. Pełną miskę oraz kolegów już mam, nie zastąpi mi to jednak tego prawdziwego wyobrażenia o szczęściu. W tych prostych rzeczach: wspólny spacer, podziwianie natury i jej przeobrażeń pod wpływem przemijających pór roku, wylegiwanie się obok ciebie na kanapie – w tym upatruje szczęście przez duże SZ. Mam nadzieje, ze gdzieś tam jesteś, czytasz mój apel i czujesz podobnie jak ja. Odnajdziesz w sobie odwagę, zabierzesz mnie stąd i zmienisz Naszą przyszłość -  w wspólną przygodę celebrującą prostą codzienność…
Silver (317559)mierzący 60 centymetrów dwuletni kawaler szuka towarzysza codzienności. Silver jest przyjaźnie nastawiony do ludzi i innych zwierząt, potrafi przeskakiwać przez ogrodzenie.''







Nasza historia jest dość długa i skomplikowana. O adopcji psa marzyłam od bardzo bardzo dawna. Niestety z wielu różnych powodów nie mogłam dokonać tego jakże wspaniałego czynu. Mieszkając na garnuszku i pracując 12h dziennie nie mogliśmy pozwolić sobie na wzięcie psa do domu i zrzucenie połowy obowiązków i odpowiedzialności na rodziców. Musieliśmy czekać na magiczny telefon, który to obróci nasze życie o 180 stopni. Czekanie trwało już kilka miesięcy i nie zapowiadało się na szybkie rozwianie ciemnych, burzowych chmur nad naszymi głowami.

Po ujrzeniu tego pięknego psa w typie syberian husky moje myśli ciągle krążyły wokół niego. W domu, w pracy, przed snem i tuż po przebudzeniu. Pomyśleliśmy "nie ma bata, trzeba go zobaczyć na żywo"! Nie zastanawiając się zbyt długo wskoczyliśmy do auta i pojechaliśmy do schroniska. Im mniej kilometrów do celu tym większe emocje, obawy, radość i strach.. wszystko naraz. Przeszliśmy aleję otoczoną boksami, wszystkie psy skakały i ujadały a naszego białego księcia nie dojrzeliśmy. Jedyna myśl jaka nasuwała się wtedy do głowy to spełnienie naszych najgorszych obaw - psa już nie ma. Jasne i logiczne było dla mnie, że taki ładny, wyjątkowy i przyjazny psiak natychmiast znajdzie nowego właściciela. Na szczęście pracownik wskazał boks w którym się znajdował. Faktycznie, leżał sobie w rogu cicho i spokojnie. Znudzonym powolnym krokiem podszedł do siatki żeby się z nami przywitać. 
Popatrzyliśmy, cyknęliśmy zdjęcie i na tym skończyło się nasze pierwsze spotkanie. Bez szału i fajerwerków.


Pierwsze spotkanie na żywo



Silver (317559) to jego imię i numer ewidencyjny widniejący na fejsbuku schroniska. Ku naszym obawom liczba udostępnień i lajków stale rosła, komentarzy przybywało, wszyscy zachwalali i polecali. Żaden inny zwierzak nie był tak rozpowszechniany jak Silver. Kilka dni spędziliśmy marząc o tym 2-3 letnim chłopaku. Postanowiliśmy ponownie go odwiedzić i bliżej się poznać. Bałam się, że moc internetu zadziałała i już go tam nie zastaniemy. Jednak Silver nadal był a co więcej mogliśmy z nim wyjść na spacer. Pies szczęśliwy ale zdezorientowany, mocno rozproszony a my całą swą miłość wylewaliśmy na niego litrami. Na szczęście wszystko jest uwiecznione na zdjęciach i filmikach dzięki czemu możemy na spokojnie wyszukiwać szczegółów tego zapoznania siedząc na kanapie w domu. Na pierwszy rzut oka widać jaki pies był wycofany w stosunku do nas a jakie my błędy popełnialiśmy. Odwiedzaliśmy go coraz częściej, za każdym razem wystraszeni, że już ktoś go adoptował. Nasze spotkania były coraz bardziej ciekawe i owocne. Czuliśmy budującą się pozytywną relację i powstające więzi emocjonalne. Powoli zaczął reagować na wcześniej wymyślone przez nas imię Apacz. Coraz więcej się bawił, biegał i tulił - straszny z niego milusiński :) 







Pracownicy schroniska zauważyli jak bardzo nam zależy, poznali nasza sytuacje i plany związane z przyszłością i psem. Im również zależało aby trafił pod naszą opiekę. Zaczęliśmy wiec wspólnie knuć plan aby pies na nas jeszcze trochę poczekał i żeby nikt nam go nie zwinął sprzed nosa. Dowiedzieliśmy się także, iż było już kilku chętnych na adopcję 'huskiego', naszego huskiego. Ekipa schroniska nie wydaje zwierząt każdemu kto się napatoczy i otyłego pana zapewniającego mu mały kojec z zadaszeniem (!) szybko zbili z tropu.. miód na me uszy ;) Ku naszemu zdziwieniu pracownicy toczyli poważne dyskusje z Panią Kierownik schroniska aby pójść nam jak najbardziej na rękę. W efekcie dostaliśmy cudowną informację, że możemy dokonać adopcji i być jego właścicielami a w odpowiednim czasie dać mu nowy, ciepły dom (i miękkie łóżko)! 

Ten dzień nastał właśnie dziś, podczas 10 wizyty u Apiego!!! Od dnia dzisiejszego jesteśmy dumnymi właścicielami psa 317559 od teraz o oficjalnym już imieniu APACZ.




Nie wiem jak wyrazić swą radość i wdzięczność dla wszystkich, którzy nam pomogli i dobrze życzyli! 
Wspinali ludzie pracują w bełchatowskim schronisku dla zwierząt, będę im wdzięczna do końca życia!




Czy Wasze historie związane z adopcją/kupnem również były takie nietypowe?


Paula.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz