czwartek, 13 czerwca 2019

Hard Dog Race 2019 Góra Kamieńsk


Po pierwszej edycji HDR w Zawiesiuchach byliśmy pewni że jeżeli ten bieg znów pojawi się w Polsce to weźmiemy udział. 



Kilka miesięcy temu dowiedzieliśmy się ze zawody będą miały miejsce na Górze Kamieńsk. To super wiadomość dla nas, zaledwie 20km od domu. Jednocześnie była to zła wiadomość bo było pewne, że trzeba będzie podbiec pod górę, która w zimę jest stokiem narciarskim. Grupa "Blogerzy Atakują" tym razem tworzyła 6 par gotowych do taplania się w błocie.



Oczywiście na dwa, trzy miesiące przed startem przyszedł czas na przygotowanie się do biegu. Apacz od urodzenia jest przygotowany. Mi brakło motywacji i niestety nie biegałem praktycznie nic. 
W dzień zawodów na godzinę przed startem byliśmy na miejscu. Załatwiliśmy sprawy dokumentacyjne i odebraliśmy grupowe koszulki od ,,KoszulkiTermoaktywne".
Po przebraniu się i założeniu sprzętu dogtrekkingowego musieliśmy już pędzić na rozgrzewkę. Dowiązałem sznurówki w butach i pokręciłem kolanami, najpierw swoimi później Apaczkowymi. Minęła chwilą i już musieliśmy kierować się na start. Żar lał się z nieba od samego rana. Bałem się że pogoda nas wykończy, tym bardziej, że rok temu było sporo przeszkód wodnych a tutaj na górze przecież nic takiego nie ma. 
Montuje na głowie kamerkę sportowa, próbuję ja włączyć i wyskakuje błąd...  No niestety. W tym roku filmiku nie będzie. 




Ustawiłem się przed linią startu i po chwili ruszyliśmy. Część przeszkód już znaliśmy i wiedzieliśmy bardzo dobrze jak je pokonać. Nie byliśmy jedynie gotowi na początkowy kilometrowy podbieg pod górę. Paliło nas piekielne słońce a dodatkową przeszkodą w biegu było wyprzedzanie wcześniejszych grup. Na szczęście Api szybkim krokiem przeciskał się między innymi biegaczami i wyprzedzał ich raz za razem. Gdy już zagotowani jak lokomotywy wbieglismy na szczyt, ukazał nam się wysoki basen z woda. Apacz na szczęście nie  widział co jest w środku i wskoczył od razu do wody. Ja od razu za nim co ochłodziło nas przed dalszym biegiem. Kolejnymi przeszkodami były różne tunele, budy i głębokie rowy. Ciasne związanie sznurówek przydało się, kiedy przechodziliśmy przez wodę z podłożem, które kradło innym buty! Patrzę po jakimś czasie na zegarek a tu minęło już 28 minut biegu, nawet nie wiedziałem kiedy. Po wyczołganiu się z wody pod przeszkodą, ktoś nas wyprzedził. Pomyślałem, że to jest niemożliwe. Utrzymywałem jego tempo dość długo. Owczarek belgijski, z którym biegł gość przed nami dawał czadu, ale Apacz przebierał łapkami jeszcze szybciej. Gdyby nie musiał wlec za sobą prawie 90kg to byłby pierwszy na bank! U naszego psiaka jest tak mocny zew rywalizacji, że gdy tylko wyczuwa, że ktoś jest przed nim to wkłada całe swoje siły by go wyprzedzić :) 
Po kilku przeszkodach musiałem odpuścić pościg za "Strusiem Pędziwiatrem". Niektóre zadania do wykonania były tak zrobione, że jednocześnie mogły je pokonywać tylko dwie osoby przez co kilka razy stałem obok przeszkody czekając na swoją kolejkę. 





W pewnym momencie zauważyłem koniec lasu i zbieg trawersem z górki. 100 ciasnych zakrętów, kilka przeszkód i będziemy na mecie. Gdy już byłem na końcówce, przyspieszyłem i dałem Apaczowi znać, że dajemy z siebie wszystko. Zza przeszkody widziałem już balon z metą. Wyczerpując ostatnie cząsteczki tlenu w organizmie pokonuję rampę i okazuje się, że to wcale nie jest koniec. Trzeba jeszcze przebiec do jednej przeszkody wodnej i dopiero finiszować. Na przedostatniej prostej zwolnilem tempo by złapać oddech. Po małej kąpieli w rzeczce ruszyliśmy w pełnym pędzie do końca. Przed metą tylko szybko przeczołgaliśmy się pod barierką i przekroczyliśmy upragnioną dmuchaną metę. Od razu odebraliśmy nagrody dla osób które ukończyły bieg a na mojej i Apaczka szyi zawisły piękne medale. Łapiąc oddech, zauważyłem niedaleko mnie reportera, który rozmawiał z duetem który nas wyprzedził. Okazało się, że są to jacyś mistrzowie więc nie było wstydem być przez nich wyprzedzonym :) 



Ukonczyliśmy "Hard Dog Race" w 41 minut. Gdybym biegł sam,  byłoby to 80 minut, a gdyby Apacz biegł sam zajęłoby mu to jakieś 15 minut. :) 
Uważam mimo wszystko, że tworzymy zgrany zespół. Api chętnie biegnie, słucha się w trakcie biegu i widać, że sprawia mu to ogromną radość a ja cieszę się bardzo jego szczęściem. :)



1 komentarz:

  1. Wow, niesamowita współpraca na froncie właściciel i zwierzę. Życzę Wam dalszych sukcesów w tego typu wydarzeniach. Sama myślę o udziale w podobnym biegu, razem z moim dogiem niemieckim. Pozdrawiam serdecznie, uwielbiam śledzić Twój blog! Jest genialny!

    OdpowiedzUsuń