sobota, 12 listopada 2016

Mój pies jest w schronisku?!

Czy zna ktoś to uczucie? Masz psa. Twój własny, osobisty pupilek. Cieszysz się, że go masz bo marzyłaś o nim od dawna. Wreszcie marzenie się spełniło ale tylko w połowie. Bo TWÓJ pies nadal przebywa w schronisku.






Straszne to uczucie. Gdybyś mogła góry byś dla niego przeniosła. Pragniesz zapewnić mu życie na jakie zasługuje - najlepsze. Ale nie możesz. Najzwyczajniej w świecie rządzą Tobą siły wyższe: praca, mieszkanie. Jesteś tak bardzo bezradna.
Warto jednak spojrzeć na to optymistycznie. To jedna z moich cech.

O Apaczu marzyliśmy od sierpnia kiedy to dokładnie w dzień moich urodzin ujrzałam go na fanpage'u schroniska. Myśl o nim nie dawała nam spokoju do tego stopnia, że zaczęliśmy go regularnie odwiedzać. Nam jak i pracownikom schroniska zaczęło coraz bardziej zależeć aby trafił pod naszą opiekę, na stałe. Po burzy mózgów nastąpiła bardzo nietypowa adopcja. A my zaczęliśmy się głowić żeby jak najszybciej załatwić przeprowadzkę i wziąć go pod nasz dach. 



Po adopcji poczuliśmy się błogo. Pewni, że już nikt nam go nie zabierze. Jednak po każdym spotkaniu z naszym psem w schronisku byliśmy coraz bardziej przytłoczeni. Zastanawialiśmy się ile to jeszcze będzie trwało. Moje serce się rozdzierało za każdym razem gdy po spacerze, zabawach i przytulankach musieliśmy go oddać w ręce jednego z pracowników aby zaprowadził psiaka do kojca. Przeżywaliśmy to i my i Apacz. Myślę, że był mocno zdezorientowany całą tą sytuacją. Zastanawiałam się nawet czy te odwiedziny mają sens, czy nie jest jeszcze gorzej, czy nie sprawiamy zbyt dużego zamieszania. Mimo adopcji nie mogliśmy z nim wyjść poza teren schroniska; za każdym razem byliśmy w dwudziestometrowym, ogrodzonym kwadracie gdzie Apacz po chwili się nudził a my nie wiedzieliśmy jakie jeszcze atrakcje wymyślić. Na szczęście zaufaliśmy sobie na tyle, że mogliśmy go spuszczać ze smyczy, by pobiegał wolno. 

Po kilku dniach naszej nieobecności związanej z poszukiwaniem mieszkania dowiedzieliśmy się, że Apacz wyskoczył ze swojego boksu i biegał po całym placu. Po tym incydencie został przeniesiony do miejsca hotelowego. Tam również nie mógł przebywać zbyt długo i ponownie został przemieszczony. To wszystko bolało nas jeszcze bardziej. Nasz kochany futrzak musiał tyle przeżyć. Szczerze wierzę, że ucieczki z boksu były spowodowane nasza 2-3 dniowa nieobecnością. Biłam się w pierś na myśl co mu sprawił los i jaka jestem bezradna mimo wielkich chęci.

Jest też ta pozytywna strona, której starałam się kurczowo trzymać przez cały ten okres. Doszliśmy do wniosku, że gdy już wreszcie nastąpi ten piękny dzień to Apacz nie będzie podwójnie zestresowany jadąc do nowego domu z obcymi ludźmi. Zdążyliśmy się naprawdę porządnie zaprzyjaźnić i trochę poznać. Dzięki temu może mu być łatwiej zaadaptować się w nowym miejscu przy naszym boku.



Nowe mieszkanie jest już w pełni przygotowane na przybycie naszego czworonoga. Tymczasem mogę wszem i wobec ogłosić iż jest to ostatnia notka wstawiana w ''samotności''. Ach :)


Mieliście kiedyś podobną sytuację? 
Macie jakieś sposoby jak sobie radzić w takich momentach? 
Chętnie się dowiem, piszcie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz